Archiwum grudzień 2005


gru 08 2005 ..::Gadu Gadu::..
Komentarze: 10

Witam! Dziś będzie gościnnie. Ktoś chciał żebym zamieścił to na swoim blogu żeby poznać opinie postronnych. Więc zachęcam do czytania. I komentowania! Z góry dziękujemy.


 

 

 

::   Włączył komputer, odczekał chwile aż uzyska połączenie z internetem i uruchomił gadu gadu. Była dostępna, jednak nie napisał do niej, bał się. Sam nie wiedział skąd u niego ta obawa lecz nie miał odwagi przyznać się do swoich uczuć lub choćby zaproponować jej wspólne wyjście. Potrafił całymi godzinami wpatrywać się w uśmiechnięte słoneczko przy jej nicku, ciesząc się samą świadomością tego, że jest dostępna. Dawało mu to dziwne poczucie jej bliskości. Czasem jednak się odzywał, gdy wyczytał coś intrygującego na jej opisie zaczynał rozmowę nawiązując właśnie do opisu. Cały czas starał się być zabawny i elokwentny aby wciągnąć ją w rozmowę. Gdy jako odpowiedz wysyłała uśmiech cieszył się mając nadzieję, że naprawdę jest zadowolona z rozmowy. Właśnie te krótkie wirtualne rozmowy dawały mu najwięcej radości, poza siecią praktycznie nie rozmawiali ze sobą. Ich relacje ograniczały się do powiedzenia sobie „Cześć” lub zamienienia paru słów bez większego sensu. On jednak kochał ją i miał cichą nadzieję, że kiedyś będą razem.

     Dziś włączył komputer z postanowieniem rozmowy z nią i zaproszenia jej na studniówkę która miała odbyć się z dwa miesiące. Włączył okno rozmowy i już miał się odezwać gdy zauważył jej opis “Ja Cię kocham a ty śpisz, co mam zrobić?” Zdruzgotało go to, ona jest w kimś zakochana. Pewnie są już razem, spóźnił się. Zwlekał zbyt długo i ktoś go uprzedził. Załamany wyłączył komputer i położył się do łóżka. Nie płakał ale czuł głęboki rozszarpujący serce ból.

     Rano gdy się obudził wcale nie czuł się lepiej i wyszedł do szkoły zły. Gdy widział ją w szkole jego samopoczucie ulegał tylko pogorszeniu, więc uciekł z lekcji. Siedząc w domu zastanawiał się co ma zrobić, uniesiony duma stwierdził, że sam na studniówkę nie pójdzie. Chwycił telefon i wybrał numer, po krótkiej rozmowie miał już zapewnioną towarzyszkę do tańca. Sprawiło to, że poczuł się trochę lepiej, znowu zaczął chodzić do szkoły lecz nie pozbył się uczucia bólu gdy ją wdział.

     W końcu nadszedł dzień studniówki, ubrał garnitur i pojechał samochodem po swoją towarzyszkę. Była już jego dziewczyną ale tak naprawdę nic do niej nie czół. Był z nią tylko żeby nie czuć się samotnym, jego serce zgorzkniało i stało się nie czułe. W samochodzie burknięciami odpowiadał na jej pytania czy podoba mu się suknia. Gdy dotarli na imprezę i weszli do środka pierwsze co zobaczył to swojego najlepszego kolegę z Nią. Więc to on był jej wielką miłością, ten debil z którego w podstawówce wszyscy się wyśmiewali, a on przygarnął go i wyprowadził na ludzi. Tak mu się teraz odwdzięcza, przyciągnął do siebie swoją towarzyszkę i zaczął ją całować. „Niech wie, że jej nie potrzebuje” myślał wciąż wpatrując się w nią. ::

 

kzmarch : :
gru 03 2005 ..::Jak inni::..
Komentarze: 8
O tym opowiadaniu mogę powiedzieć jedynie, że pracowałem nad nim dłużej niż nad którymkolwiek wcześniej.
Był bym niezmiernie wdzięczny za przeczytanie i komentarze.

..Jak inni::..

::    Budzik dzwonił coraz głośniej. Jemu jednak zupełnie nie chciało się teraz wstawać. Tak dobrze mu się spało. Tym bardziej, że spać położył się stosunkowo późno. W końcu kiedy budzik był już nie do zniesienia, odwrócił się i wstając wyłączył go. Przed lustrem łazienki spojrzał w swoją twarz. Długie czarne włosy przysłaniały mu zaropiałe od snu oczy. Nigdy nie lubił tych pierwszych chwil zaraz po przebudzeniu. Puścił ciepłą wodę, pospiesznie przemył twarz i umył zęby.
    W jego szafie znów brakowało czystych czarnych koszul. Musiał ubrać granatową. Wybrał tą z zespołem Closterceller. Kiedy spojrzał na zegarek zniechęcił się gdyż nie miał już praktycznie czasu na nic. Szybko wrzucił na siebie bluzę zespołu Kat, ubrał mocno zdezelowane glany i wybiegł z domu.
    Rafał biegł w stronę przystanku. Jego kondycja nie była najlepsza już od dłuższego czasu. Zaniedbywał ćwiczenia i nie odżywiał się odpowiednio. Teraz musiał wykrzesać z siebie to co jeszcze w nim zostało. Już po wyjściu z domu wiedział, że ubrał się za lekko. Ale nie miał czasu żeby wrócić po jakiś sweter do domu.
    Był już środek zimy jednak do tej pory ciągle było ciepło. Spojrzał na zegarek i był już niemal pewien, że nie zdąży. Biegł jednak dalej. Po 5 minutach biegu nie miał już sił. Na szczęście przystanek był tuż za rogiem. Kiedy widział większą cześć skrzyżowania zobaczył nadjeżdżający autobus. Zmotywowało go to do jeszcze chwili maksymalnego wysiłku. Przebiegł na czerwonym świetle i tylko dzięki niedołęrzności pewnej wysiadającej staruszki zdążył.
    Już w środku złapał się rurki i odetchnął głęboko z ulgą. Kiedy jego oddech się uspokoił spojrzał na tablicę z numerem autobusu, żeby upewnić się czy aby nie wsiadł do nieodpowiedniego.

    Agata i Maja powoli omijały kolejne nagrobki. Lubiły tam chodzić. Maja zawsze uważała, że na cmentarzu jest naprawdę niepowtarzalny klimat. Nie myliła się. Szczególnie dla tego co ma się tu dziś wydarzyć. Aga bardzo kochała swoją ciocię. Choć nigdy tak do niej nie mówiła, to były rodziną. Ale to było nie ważne. Usiadły na ławeczce pod wielkim klonem. Widok w tym miejscu był taki romantyczny. Nic nie mogło zepsuć tej chwili.
    Aga wsadziła dyskretnie rękę do kieszeni kurtki. Namacała trzonek i zacisnęła dłoń. Od dziś już nikt nie będzie im przeszkadzał w takich chwilach. Będą mogły cieszyć się sobą i żaden facet nie odbierze jej Mai.

    Maja westchnęła delikatnie ciesząc się tą chwilą. Siedziała ze swoją siostrzenicą i mogła na chwile zapomnieć o wszystkim. Były do siebie bardzo przywiązane. Choć czasem Aga sprawiała problemy kiedy „ciocia” chciała się spotkać z jakimś mężczyzną. Bardzo ją lubiła tym bardziej, że nie musiała przy niej wiele mówić. Po prostu siedziały ciesząc się tą chwilą.
    Uśmiechnęły się do siebie. I wtedy Maja przeżyła szok. Zobaczyła w ręce małej nóż kuchenny sunący wprost na nią. Poczuła w sobie zimno stali. Okropny ból rozdzieranej skóry. Zupełnie nie wiedziała co się dzieje. – Dla czego Aga? – jeszcze jedno uderzenie. I jeszcze. Jeszcze...

    Aga patrzyła jak krew ścieka z ciała jej ukochanej. Trzymała nóż przy swoim gardle. Teraz powinna zrobić to samo z sobą żeby mogły być razem. Już na zawsze. Ale nie umiała. Ta myśl ja przeraziła. Rzuciła ostrze i pobiegła z płaczem przed siebie. Biegła aż do przystanku a tam wsiadła do pierwszego autobusu w stronę domu. Była roztrzęsiona. Zupełnie nie wiedziała co zrobić. Usiadła na wolnym miejscu w tyle autobusu. Przygryzła kciuk. Zawsze tak robiła gdy się denerwowała.

    Numer który zobaczył przyprawił go o dreszcz. Wiedział, że to głupie jednak musiał się odwrócić i sprawdzić czy ona tam jest. Była. Te delikatnie falowane włosy, zgrabnie zaokrąglony nos. Smukła linia jej twarzy. Kochał każdy fragment jej ciała. Uwielbiał jak chodziła, jak się uśmiechała. I to jak przygryzała kciuk lewej ręki gdy się martwiła. Właśnie... Coś musiało ją zmartwić bo robiła to naprawdę intensywnie. Grymas jej twarzy potwierdzał to.
    Agata była o dwa lata młodsza od niego. Była siostrzenicą jego przyjaciółki i dzięki niej ją poznał. Od razu się w niej zauroczył. Niestety ona z jakiegoś powodu nie chciała zadawać się z facetami. Smuciło go to bardzo. A jeszcze bardziej smuciło go to, że nie był w stanie podejść do niej i porozmawiać. Krępował się strasznie. Jednak teraz gdy ona była z jakiegoś powodu tak roztrzęsiona postanowił podejść do niej. Może uda mu się jakoś ją pocieszyć. Zrobił niepewnie pierwszy krok w jej stronę. Drugi. Trzeci...
    - Co jest gnojku! – dopiero teraz zorientował się, że otacza go grupka skinów. Spróbował opuścić wzrok i pójść dalej. – Korba! Dajemy ścierwo! – Przystanek. Autobus się zatrzymał. Jeden z nich złapał go a drugi uderzył prosto w brzuch. Wypchnęli go z pojazdu, któryś go przewrócił a potem wszyscy kopali...

    Po jakimś czasie usłyszała za sobą krzyki. Zobaczyła jak łyse draby znęcają się nad jakimś drobnym metalem. Wyrzucili go właśnie na przystanek i zaczęli okładać butami gdzie popadło. Po chwili rozpoznała w tym biedaku Rafała. I dobrze mu tak, pomyślała. Ten śmieć próbował mi odebrać moja Maję. I wtedy dotarło do niej, że nie jest od niego lepsza. A wręcz przeciwnie. Faceci których tak nienawidziła nigdy by jej nie zabili. A ona... – Ja... Ją... Zabiłam... – wyszeptała przez łzy i pogrążyła się w otchłani swojej duszy.

    Maja powoli sunęła w stronę wyjścia ze szpitala. Od dnia w którym siostrzenica zaatakowała ją nożem nic już nie było takie samo. Tym bardziej, że tego samego dnia pobili jej najlepszego przyjaciela. Od tego dnia już się nie uśmiechała. Nie było osób które mogły ją pocieszyć. A dwoje najbliższych jej ludzi można powiedzieć, że straciła.
    Niedawno sama wyszła ze szpitala. Była w ciężkim stanie kiedy ją znaleziono. Jednak ostrze nie uszkodziło żadnych poważnych organów dzięki czemu można było szybko wypisać ją ze szpitala. Dziś po raz pierwszy zdobyła się na to by odwiedzić Rafała. Było z nim naprawdę źle. Ciosy zadane ciężkimi butami spowodowały nieodwracalne zmiany w mózgu. Chłopak był przykuty do łóżka. Mógł mówić jednak uszkodzenia aparatu mowy sprawiały, że był to tylko niezrozumiały bełkot. Jego ruchy były bardzo niezgrabne i niezbyt kontrolowane. Było jej bardzo przykro widząc go w takim stanie. Rafał był jedyną osobą która znała wszystkie jej problemy i zawsze umiał jej sensownie poradzić i pocieszyć nawet w najgłębszej depresji. A teraz nie mógł już zrobić nic. Po jej policzku spłynęła łza. Tak bardzo chciała by cofnąć czas...
    Tego dnia mieli się spotkać jednak ona w ostatniej chwili stwierdziła, że zamiast spotkać się z nim pójdzie z małą na spacer. Tak bardzo tego żałowała. Może gdyby nie zmieniła planów wszystko potoczyło by się inaczej. I nic by się nie stało. Jej siostrzenica... była takim słodkim dzieckiem. Nikt nie spodziewał się, że mogła by zrobić coś takiego. Bała się iść do zakładu. Zobaczyć tam jej małe zwiotczałe ciało z umysłem który w skutek szoku zamknął się w sobie. Bała się zobaczyć kogoś komu tak ufała i na kim tak się zawiodła.
    Maja czuła się strasznie samotna. Usiadła na krzesełku w korytarzu i płakała. Czuła w sobie straszną pustkę. Nie miała już nikogo. Została sama na tym strasznym świecie. Łzy płynęły jej z oczu jak rzeka. Po dłuższej chwili trochę się uspokoiła wstała i ruszyła w stronę domu. ::

kzmarch : :