Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03
|
04 |
05 |
06 |
07
|
08 |
09 |
10 |
11
|
12 |
13
|
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
Archiwum wrzesień 2005
To był ciężki okres w moim życiu i na pewno nie zapomnę go nigdy. Pamiętam jak mnie złapali. Młody, zastraszony, fryzjer. Nigdy nie podejrzewałem, że co takiego może mnie spotkać. Władowali mnie z ulicy jak stałem prosto do wagonu pełnego innych nieświadomych ludzi. Wszyscy dookoła płakali przepychali się. Co poniektóry młody chojrak próbował uciec jednak kilka ciosów pałką prosto w twarz, krocze, brzuch i plecy szybko studziło ich zapał. Pilnujący nas SS-mani śmiali się tylko z naszej niemocy i bili jeszcze mocniej. A kiedy trafił się jakiś wybitnie ambitny młodzieniec dostawał z Lugera w plecy czy głowę a jego mózg rozbryzgiwał się na betonowej płycie peronu. Kiedy wszystkie wagony zostały już tak zapełnione że nie zmieściło się nawet małe dziecko pociąg ruszył powolnie w miejsce gdzie wszyscy mieliśmy spotkać nasze przeznaczenie. Kiedy pociąg znów zaczął zwalniać nie mogłem otrząsnąć się z szoku widząc napis „arbeit mah frau”. Kiedy nas „rozładowali” zostaliśmy obskoczeni przez doświadczonych więźniów którzy zabrali nam wszystko co mieliśmy przy sobie a Niemcy tylko się śmiali. Kiedy przeszedłem przez dezynfekcje dostałem swój pasiak i przydzielono mi pomieszczenie w którym było już piętnaście osób gdzie miejsca było najwyżej na sześć. Kiedy wchodziłem wszyscy patrzeli na mnie krzywo jednak nikt się nie odezwał. Jeden tylko najsilniej wyglądający wstał i pokazał mi moje miejsce pod ścianą koło miejsca do oddawania moczu. To były naprawdę ciężkie dni. Nikt nie odzywał się do mnie słowem. A ja tylko obserwowałem ich walkę o ochłapy chleba i jakiekolwiek materialne dobra. Nie przywiązywałem do tego większej uwagi aż do dnia w którym któryś z nich nie spróbował zabrać mojego kawałka. W tedy to poznałem co obóz robi z ludźmi. Jak potrafi ich zmienić. Za głupi kawałek chleba byłem w stanie rzucić człowiekiem w ścianę, zacząć okładać go po twarzy. Jego głową tak długo waliłem w mur aż któryś ze współ więźniów chwycił mnie za ramie i powiedział że już mu starczy. W tedy przeraziłem sam siebie uderzając głową tamtego w ścianę ze zdwojoną mocą przez co jego czaszka pękła i wypłynął z niej lepki płyn wymieszany z krwią. A człowieka który próbował mi przeszkodzić wstając kopnąłem mocno w brzuch żeby potem znów go uderzyć. Tym razem kolanem w twarz. Następnie rzuciłem nim o podłogę i zacząłem po nim skakać. Potem złapałem jego rękę zaparłem się o jego tułów i zacząłem ciągnąć z krzykiem na ustach „spróbuj teraz mi przeszkodzić”. Kiedy ręka straciła kontakt z resztą ciała do celi wbiegło trzech ss-manów z pałkami w rękach. To miał być mój koniec. Skatowany ogromną ilością ciosów nie byłem już w stanie się poruszać czułem tylko niemiłosierny ból z otwartych ran powodowanych kilkoma otwartymi złamaniami. Kiedy już miałem być powadzony do pieca pospiesznie kilku nowych Niemców zabrało mnie z grupą innych na peron a stamtąd mieliśmy być przewiezieni do innego obozu. To był mój szczęśliwy dzień. Leżąc na podłodze między nogami innych i w śród stratowanych ciał niemowląt których malutkie móżdżki wypływały wprost na moją twarz usłyszałem strzały. Już myślałem że jakaś grupa podpitych SS-manów znalazła sobie zabawę kiedy usłyszałem okrzyki w języku polskim „Uciekajcie! Szybko! Za mną!...” wtedy dwóch nieznajomych partyzantów złapało mnie pod ramię i wyniosło z wagonu. Tego okresu ze swojego życia nie zapomnę już nigdy.
Życie człowieka jest jak chwast. Dziś jest a jutro pod nożyce...
Ja, skrajny optymista potrafię sobie całkiem nieźle radzić z życiem a nawet pomóc w tym innym. W moim 18 letnim żywocie przeżyłem wiele strat. Straciłem kilka bardzo mi bliskich osób. Jednak potrafiłem sobie z tym jakoś poradzić. Nie załamałem się. Żyłem dalej i coraz lepiej radziłem sobie z życiem pracując nad swoimi mechanizmami obronnymi. Nie zawsze całkiem świadomie. Kiedy tylko było trzeba potrafiłem dać innym uśmiech i nadzieję. Jednak są chwile w których po prostu się wyłączam. Nie potrafię się zachować bo nie mam pojęcia jak to zrobić. Nawet uśmiechnąć się nie da bo to też raczej nie wypada. Gdy ktoś mi bliski odchodzi coś dzieje się we mnie i jakoś daję rade. Ale kiedy komuś ktoś odejdzie nie potrafię zrobić nic by poczuł się lepiej... wolę zamilczeć i usunąć się... Ostatnimi dniami ciągle chodzą mi po głowie myśli o śmierci. Nie wiem jak mam to odebrać... I mam nadzieje że nic proroczego z tego nie wyjdzie.
Pod spodem zamieszczam tekst w sam raz. Szczególnie zwracam uwagę na refren
A w następnej notce poznacie pewien mój tekst z liceum, napisany jako zadanie domowe.
:: Walczyć z każdym nowym dniem,
Każdej nocy modlić się o bezpieczny, spokojny sen.
Bez nadziei i bez szans spojrzeć w karty mówiąc pas
Czy przyjmiesz mnie mój Boże,
kiedy odejść przyjdzie czas?
Czy podasz mi swą rękę?
A może będziesz się bał,
będziesz się bał...
Za oknem wrzeszczą ludzie,
Szybę stłukł rzucony kamień.
Czy wiesz jak czuję się,
Gdy wy objęciach trzymam śmierć?
Gdy wyrok napisany w lekarza oczach szklanych.
Gdy lecę, lecę tak, jak ten malowany ptak.
Czy przyjmiesz mnie mój Boże,
kiedy odejść przyjdzie czas?
Czy podasz mi swą rękę?
A może będziesz się bał,
będziesz się bał...::
Dżem – Jak malowany ptak
:: Tego dnia Śmierć był bardzo przygnębiony. Szedł powoli długim i krętym korytarzem swej letniej posiadłości. Zazwyczaj był on kolorowy jak cała okolica. Dziś jednak na zewnątrz padał rzęsisty deszcz a ściany przybrały czarny kolor. Jego kaptur pochłaniał całą kościstą twarz. Dopiero widząc go w takim stanie można było bez zastanowienia powiedzieć o nim Ponury Żniwiarz. Dookoła zalegał cień. Ostrze kosy zwisało niechlujnie tuż za jego plecami. A w jego głowie była tylko jedna myśl. Myśl o Niej. Satrina. Odkąd ujrzał ją pierwszy raz, cały jego świat się zmienił. Stał się bardziej żywy. Kolorowy. Ich związek trwał całe wieki a uczucia z czasem wcale nie gasły. Wielu im zazdrościło. Władca życia, Śmierć i Szatan, Królowa piekieł, Satrina. A teraz ona go odrzuciła. Był załamany. Nie miał nawet ochoty wykonywać swoich obowiązków. ::
W tym miejscu moi drodzy zaczyna się jedno z moich opowiadań... Jest to ostatnie co napisałem po długiej przerwie. Trudno było. Tym bardziej, że całe wakacje miałem ochotę coś napisać tylko jakoś weny nie miałem. Kiedy już zasiadłem do pisania wpadłem na całkiem ciekawy pomysł. Niestety... już na samym początku mojej drogi przyszedł rodzic i zagadał mnie na tyle, że opowiadania nie skończyłem. To co wyszło macie właśnie tu. A kontynuacje może jeszcze napisze.
Mam nadzieje, że się podoba. Bo jeśli tak to wcale nie wykluczone, że siądę nad tym wcześniej podbudowany przez was. I komentujcie jeśli już przeczytaliście ta notkę bo lubię czytać komenty. A szczególnie o mojej twórczości.
p.s. nareszcie pojawiły się linki
Nom i wreszcie kolejna notka!
Długo się do niej nastawiałem, zbierałem przemyślenia i wszystko mi wyleciało...
Na początku powiem, że zaczął się rok szkolny. Mam nową klasę wyposażoną jedynie w samców... ale to się wytnie. Wydaje się że jest tam kilka znośnych osób. Nauczyciele jak to w ZSTI bywa spoko. Zapowiada się kolejne kółko filmowe z Trachim. Milutko. Ostatnio jakoś zacząłem zauważać że w moim biednym łepku robi się coraz większa pustka... tak jak by totalne odmużdżenie... coraz mniej pamiętam i w ogóle jakoś tak dziwnie się wieszam...
A z innej beczki to mam w sumie jak by nie patrzeć 5 nowych płytek dżemu... i się nimi zachwycam ciągle :)
Może w najbliższym czasie zbiorę się na sensowniejszą notkę...
A teraz pozdro dla was wszystkich ślimaczki peruwiańskie wy moje ;]
p.s.
Komentujcie bloga bo lubię jak tam w komentach są duże cyferki ;] i księgę też możecie pomazać ;]
:: Nie masz wrogów? Zajmij się przyjaciółmi, którzy z czasem mogą stać się wrogami. Pamiętaj że kumplom można wybaczyć, ale na wszelki wypadek nie zaszkodzi ich zlikwidować. Jeśli nie masz przyjaciół zgłoś się do psychiatryka, albo załóż zakazaną sektę religijną. ::
Andrzej Pilipiuk „Kroniki Jakuba Wędrowycza”