Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13
|
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
Archiwum 13 września 2005
To był ciężki okres w moim życiu i na pewno nie zapomnę go nigdy. Pamiętam jak mnie złapali. Młody, zastraszony, fryzjer. Nigdy nie podejrzewałem, że co takiego może mnie spotkać. Władowali mnie z ulicy jak stałem prosto do wagonu pełnego innych nieświadomych ludzi. Wszyscy dookoła płakali przepychali się. Co poniektóry młody chojrak próbował uciec jednak kilka ciosów pałką prosto w twarz, krocze, brzuch i plecy szybko studziło ich zapał. Pilnujący nas SS-mani śmiali się tylko z naszej niemocy i bili jeszcze mocniej. A kiedy trafił się jakiś wybitnie ambitny młodzieniec dostawał z Lugera w plecy czy głowę a jego mózg rozbryzgiwał się na betonowej płycie peronu. Kiedy wszystkie wagony zostały już tak zapełnione że nie zmieściło się nawet małe dziecko pociąg ruszył powolnie w miejsce gdzie wszyscy mieliśmy spotkać nasze przeznaczenie. Kiedy pociąg znów zaczął zwalniać nie mogłem otrząsnąć się z szoku widząc napis „arbeit mah frau”. Kiedy nas „rozładowali” zostaliśmy obskoczeni przez doświadczonych więźniów którzy zabrali nam wszystko co mieliśmy przy sobie a Niemcy tylko się śmiali. Kiedy przeszedłem przez dezynfekcje dostałem swój pasiak i przydzielono mi pomieszczenie w którym było już piętnaście osób gdzie miejsca było najwyżej na sześć. Kiedy wchodziłem wszyscy patrzeli na mnie krzywo jednak nikt się nie odezwał. Jeden tylko najsilniej wyglądający wstał i pokazał mi moje miejsce pod ścianą koło miejsca do oddawania moczu. To były naprawdę ciężkie dni. Nikt nie odzywał się do mnie słowem. A ja tylko obserwowałem ich walkę o ochłapy chleba i jakiekolwiek materialne dobra. Nie przywiązywałem do tego większej uwagi aż do dnia w którym któryś z nich nie spróbował zabrać mojego kawałka. W tedy to poznałem co obóz robi z ludźmi. Jak potrafi ich zmienić. Za głupi kawałek chleba byłem w stanie rzucić człowiekiem w ścianę, zacząć okładać go po twarzy. Jego głową tak długo waliłem w mur aż któryś ze współ więźniów chwycił mnie za ramie i powiedział że już mu starczy. W tedy przeraziłem sam siebie uderzając głową tamtego w ścianę ze zdwojoną mocą przez co jego czaszka pękła i wypłynął z niej lepki płyn wymieszany z krwią. A człowieka który próbował mi przeszkodzić wstając kopnąłem mocno w brzuch żeby potem znów go uderzyć. Tym razem kolanem w twarz. Następnie rzuciłem nim o podłogę i zacząłem po nim skakać. Potem złapałem jego rękę zaparłem się o jego tułów i zacząłem ciągnąć z krzykiem na ustach „spróbuj teraz mi przeszkodzić”. Kiedy ręka straciła kontakt z resztą ciała do celi wbiegło trzech ss-manów z pałkami w rękach. To miał być mój koniec. Skatowany ogromną ilością ciosów nie byłem już w stanie się poruszać czułem tylko niemiłosierny ból z otwartych ran powodowanych kilkoma otwartymi złamaniami. Kiedy już miałem być powadzony do pieca pospiesznie kilku nowych Niemców zabrało mnie z grupą innych na peron a stamtąd mieliśmy być przewiezieni do innego obozu. To był mój szczęśliwy dzień. Leżąc na podłodze między nogami innych i w śród stratowanych ciał niemowląt których malutkie móżdżki wypływały wprost na moją twarz usłyszałem strzały. Już myślałem że jakaś grupa podpitych SS-manów znalazła sobie zabawę kiedy usłyszałem okrzyki w języku polskim „Uciekajcie! Szybko! Za mną!...” wtedy dwóch nieznajomych partyzantów złapało mnie pod ramię i wyniosło z wagonu. Tego okresu ze swojego życia nie zapomnę już nigdy.