Najnowsze wpisy, strona 2


gru 03 2005 ..::Jak inni::..
Komentarze: 8
O tym opowiadaniu mogę powiedzieć jedynie, że pracowałem nad nim dłużej niż nad którymkolwiek wcześniej.
Był bym niezmiernie wdzięczny za przeczytanie i komentarze.

..Jak inni::..

::    Budzik dzwonił coraz głośniej. Jemu jednak zupełnie nie chciało się teraz wstawać. Tak dobrze mu się spało. Tym bardziej, że spać położył się stosunkowo późno. W końcu kiedy budzik był już nie do zniesienia, odwrócił się i wstając wyłączył go. Przed lustrem łazienki spojrzał w swoją twarz. Długie czarne włosy przysłaniały mu zaropiałe od snu oczy. Nigdy nie lubił tych pierwszych chwil zaraz po przebudzeniu. Puścił ciepłą wodę, pospiesznie przemył twarz i umył zęby.
    W jego szafie znów brakowało czystych czarnych koszul. Musiał ubrać granatową. Wybrał tą z zespołem Closterceller. Kiedy spojrzał na zegarek zniechęcił się gdyż nie miał już praktycznie czasu na nic. Szybko wrzucił na siebie bluzę zespołu Kat, ubrał mocno zdezelowane glany i wybiegł z domu.
    Rafał biegł w stronę przystanku. Jego kondycja nie była najlepsza już od dłuższego czasu. Zaniedbywał ćwiczenia i nie odżywiał się odpowiednio. Teraz musiał wykrzesać z siebie to co jeszcze w nim zostało. Już po wyjściu z domu wiedział, że ubrał się za lekko. Ale nie miał czasu żeby wrócić po jakiś sweter do domu.
    Był już środek zimy jednak do tej pory ciągle było ciepło. Spojrzał na zegarek i był już niemal pewien, że nie zdąży. Biegł jednak dalej. Po 5 minutach biegu nie miał już sił. Na szczęście przystanek był tuż za rogiem. Kiedy widział większą cześć skrzyżowania zobaczył nadjeżdżający autobus. Zmotywowało go to do jeszcze chwili maksymalnego wysiłku. Przebiegł na czerwonym świetle i tylko dzięki niedołęrzności pewnej wysiadającej staruszki zdążył.
    Już w środku złapał się rurki i odetchnął głęboko z ulgą. Kiedy jego oddech się uspokoił spojrzał na tablicę z numerem autobusu, żeby upewnić się czy aby nie wsiadł do nieodpowiedniego.

    Agata i Maja powoli omijały kolejne nagrobki. Lubiły tam chodzić. Maja zawsze uważała, że na cmentarzu jest naprawdę niepowtarzalny klimat. Nie myliła się. Szczególnie dla tego co ma się tu dziś wydarzyć. Aga bardzo kochała swoją ciocię. Choć nigdy tak do niej nie mówiła, to były rodziną. Ale to było nie ważne. Usiadły na ławeczce pod wielkim klonem. Widok w tym miejscu był taki romantyczny. Nic nie mogło zepsuć tej chwili.
    Aga wsadziła dyskretnie rękę do kieszeni kurtki. Namacała trzonek i zacisnęła dłoń. Od dziś już nikt nie będzie im przeszkadzał w takich chwilach. Będą mogły cieszyć się sobą i żaden facet nie odbierze jej Mai.

    Maja westchnęła delikatnie ciesząc się tą chwilą. Siedziała ze swoją siostrzenicą i mogła na chwile zapomnieć o wszystkim. Były do siebie bardzo przywiązane. Choć czasem Aga sprawiała problemy kiedy „ciocia” chciała się spotkać z jakimś mężczyzną. Bardzo ją lubiła tym bardziej, że nie musiała przy niej wiele mówić. Po prostu siedziały ciesząc się tą chwilą.
    Uśmiechnęły się do siebie. I wtedy Maja przeżyła szok. Zobaczyła w ręce małej nóż kuchenny sunący wprost na nią. Poczuła w sobie zimno stali. Okropny ból rozdzieranej skóry. Zupełnie nie wiedziała co się dzieje. – Dla czego Aga? – jeszcze jedno uderzenie. I jeszcze. Jeszcze...

    Aga patrzyła jak krew ścieka z ciała jej ukochanej. Trzymała nóż przy swoim gardle. Teraz powinna zrobić to samo z sobą żeby mogły być razem. Już na zawsze. Ale nie umiała. Ta myśl ja przeraziła. Rzuciła ostrze i pobiegła z płaczem przed siebie. Biegła aż do przystanku a tam wsiadła do pierwszego autobusu w stronę domu. Była roztrzęsiona. Zupełnie nie wiedziała co zrobić. Usiadła na wolnym miejscu w tyle autobusu. Przygryzła kciuk. Zawsze tak robiła gdy się denerwowała.

    Numer który zobaczył przyprawił go o dreszcz. Wiedział, że to głupie jednak musiał się odwrócić i sprawdzić czy ona tam jest. Była. Te delikatnie falowane włosy, zgrabnie zaokrąglony nos. Smukła linia jej twarzy. Kochał każdy fragment jej ciała. Uwielbiał jak chodziła, jak się uśmiechała. I to jak przygryzała kciuk lewej ręki gdy się martwiła. Właśnie... Coś musiało ją zmartwić bo robiła to naprawdę intensywnie. Grymas jej twarzy potwierdzał to.
    Agata była o dwa lata młodsza od niego. Była siostrzenicą jego przyjaciółki i dzięki niej ją poznał. Od razu się w niej zauroczył. Niestety ona z jakiegoś powodu nie chciała zadawać się z facetami. Smuciło go to bardzo. A jeszcze bardziej smuciło go to, że nie był w stanie podejść do niej i porozmawiać. Krępował się strasznie. Jednak teraz gdy ona była z jakiegoś powodu tak roztrzęsiona postanowił podejść do niej. Może uda mu się jakoś ją pocieszyć. Zrobił niepewnie pierwszy krok w jej stronę. Drugi. Trzeci...
    - Co jest gnojku! – dopiero teraz zorientował się, że otacza go grupka skinów. Spróbował opuścić wzrok i pójść dalej. – Korba! Dajemy ścierwo! – Przystanek. Autobus się zatrzymał. Jeden z nich złapał go a drugi uderzył prosto w brzuch. Wypchnęli go z pojazdu, któryś go przewrócił a potem wszyscy kopali...

    Po jakimś czasie usłyszała za sobą krzyki. Zobaczyła jak łyse draby znęcają się nad jakimś drobnym metalem. Wyrzucili go właśnie na przystanek i zaczęli okładać butami gdzie popadło. Po chwili rozpoznała w tym biedaku Rafała. I dobrze mu tak, pomyślała. Ten śmieć próbował mi odebrać moja Maję. I wtedy dotarło do niej, że nie jest od niego lepsza. A wręcz przeciwnie. Faceci których tak nienawidziła nigdy by jej nie zabili. A ona... – Ja... Ją... Zabiłam... – wyszeptała przez łzy i pogrążyła się w otchłani swojej duszy.

    Maja powoli sunęła w stronę wyjścia ze szpitala. Od dnia w którym siostrzenica zaatakowała ją nożem nic już nie było takie samo. Tym bardziej, że tego samego dnia pobili jej najlepszego przyjaciela. Od tego dnia już się nie uśmiechała. Nie było osób które mogły ją pocieszyć. A dwoje najbliższych jej ludzi można powiedzieć, że straciła.
    Niedawno sama wyszła ze szpitala. Była w ciężkim stanie kiedy ją znaleziono. Jednak ostrze nie uszkodziło żadnych poważnych organów dzięki czemu można było szybko wypisać ją ze szpitala. Dziś po raz pierwszy zdobyła się na to by odwiedzić Rafała. Było z nim naprawdę źle. Ciosy zadane ciężkimi butami spowodowały nieodwracalne zmiany w mózgu. Chłopak był przykuty do łóżka. Mógł mówić jednak uszkodzenia aparatu mowy sprawiały, że był to tylko niezrozumiały bełkot. Jego ruchy były bardzo niezgrabne i niezbyt kontrolowane. Było jej bardzo przykro widząc go w takim stanie. Rafał był jedyną osobą która znała wszystkie jej problemy i zawsze umiał jej sensownie poradzić i pocieszyć nawet w najgłębszej depresji. A teraz nie mógł już zrobić nic. Po jej policzku spłynęła łza. Tak bardzo chciała by cofnąć czas...
    Tego dnia mieli się spotkać jednak ona w ostatniej chwili stwierdziła, że zamiast spotkać się z nim pójdzie z małą na spacer. Tak bardzo tego żałowała. Może gdyby nie zmieniła planów wszystko potoczyło by się inaczej. I nic by się nie stało. Jej siostrzenica... była takim słodkim dzieckiem. Nikt nie spodziewał się, że mogła by zrobić coś takiego. Bała się iść do zakładu. Zobaczyć tam jej małe zwiotczałe ciało z umysłem który w skutek szoku zamknął się w sobie. Bała się zobaczyć kogoś komu tak ufała i na kim tak się zawiodła.
    Maja czuła się strasznie samotna. Usiadła na krzesełku w korytarzu i płakała. Czuła w sobie straszną pustkę. Nie miała już nikogo. Została sama na tym strasznym świecie. Łzy płynęły jej z oczu jak rzeka. Po dłuższej chwili trochę się uspokoiła wstała i ruszyła w stronę domu. ::

kzmarch : :
lis 01 2005 Spadając z nieba bram...
Komentarze: 5
Witam.
Daj ludziom trochę swego ciepła, bo słowa tak naprawdę nic nie znaczą.
Takich słów użyłem na początku tygodnia do wyrażenia swoich myśli i uczuć. Jednak już około piątku na usta pchała mi się zupełnie inne słowa.
Swoje ciepło zachowaj dla siebie. Inni tak naprawdę nim gardzą.
Ten weekend spędziłem u babci. Udało mi się wyciszyć umysł. Jednak wracając autobusem do głowy przyszły mi nowe i całkiem słuszne słowa zespołu Dżem.
Pamiętam dobrze ideał swój. Marzeniami żyłem(...)
Dużo bym dal by wrócić tam znów.
To już minęło. Ten klimat, ten luz(...) Nie powrócą już.

Idąc już z przystanku nieopodal domu zobaczyłem spadającą gwiazdę. Ponoć jak się pomyśli życzenie to ma ono szanse się wtedy spełnić. Moje było proste. Mieć znów marzenia. Marzenia do spełnienia których mógł bym dążyć. Tak po prostu...
kzmarch : :
paź 31 2005 Spadając z nieba bram...
Komentarze: 2
Witam.
Daj ludziom trochę swego ciepła, bo słowa tak naprawdę nic nie znaczą.
Takich słów użyłem na początku tygodnia do wyrażenia swoich myśli i uczuć. Jednak już około piątku na usta pchała mi się zupełnie inne słowa.
Swoje ciepło zachowaj dla siebie. Inni tak naprawdę nim gardzą.
Ten weekend spędziłem u babci. Udało mi się wyciszyć umysł. Jednak wracając autobusem do głowy przyszły mi nowe i całkiem słuszne słowa zespołu Dżem.
Pamiętam dobrze ideał swój. Marzeniami żyłem(...)
Dużo bym dal by wrócić tam znów.
To już minęło. Ten klimat, ten luz(...) Nie powrócą już.

Idąc już z przystanku nieopodal domu zobaczyłem spadającą gwiazdę. Ponoć jak się pomyśli życzenie to ma ono szanse się wtedy spełnić. Moje było proste. Mieć znów marzenia. Marzenia do spełnienia których mógł bym dążyć. Tak po prostu...
kzmarch : :
paź 25 2005 ..::Późną nocą Szatan harcuje::..
Komentarze: 6
Pamietacie jak kiedyś napisałem opowiadanie o "zakonie prawdy pańskiej"? pewnie nie... obiecałem wtedy kontynuacje. Dziś ona nadchodzi ;] ze specjalną decykacją dla Palurien która mnie do tego natchnęła ;]

::Z głębi lochów zakonu nie dochodziły żadne dźwięki. Pomieszczenie w którym przebywał brat Nikodem było specjalnie wyciszone. Zadbał o to kiedy wchodził do zakonu. Było to miejsce w którym mógł uwolnić swoje myśli grając na gitarze elektrycznej. Kiedy był mały dostał ja od ojca w dniu swoich urodzin. Od tego dnia ojciec zaczął go uczyć. A po jego śmierci stała się najbliższym jego sercu przedmiotem. Dziś w tych szczególnie ciężkich dniach szczególnie dziękował ojcu za ten prezent. Mnich podniósł się powolnie z klęczek i podszedł do niewielkiego haczyka na ścianie który przeznaczony buł na bicz. Narzędzie którym wymierzał sobie dobrowolną pokutę. Z wieszaka ściągnął swój habit i nałożył go ostrożnie na siebie. Kiedy już włączył wzmacniacz i usiadł na skromnym stołku z gitarą w ręku, znów naszły go wspomnienia. Najmniej pożądane wspomnienia. Wciąż nie wiedział jak do tego doszło. Wczesnym popołudniem gnał, dość przyjemnie wyglądającą szosą swoim brązowym harleyu z symbolem przebitego krzyża na zbiorniku paliwa. Po najgłośniejszej i niestety nie do końca udanej manifestacji zakonu, musiał jak najszybciej udać się na miejsce spotkania. Tego dnia zginęło zdecydowanie za wiele osób. W czasie planowania wszystko wydawało się proste. Jednak kiedy znaleźli się już w Itaperunie ciągle cos nie wychodziło. I w dodatku ta bezgraniczna wiara tych ludzi. Gotowi byli na ślepo oddać swoje życie dla zabobonów. Właśnie kiedy analizował przebieg akcji, pękła opona. Mimo starań nie odzyskał panowania nad pojazdem. Kiedy uderzał w drzewo był pewien, że to już koniec.
Kiedy się obudził jedynym uczuciem był potężny ból głowy. Leżał na wygodnym łóżku w przyjemnie urządzonym pokoju. Na ścianach wisiały reprodukcje Van Gogha i Davinciego. Lampa stojąca w rogu koło łóżka oświetlała pokój delikatnym światłem. Spróbował się podnieść ale nie pozwolił mu na to wzmagający się ból głowy. W tym właśnie momencie do pokoju weszła kobieta. Miała około 25 lat, lekko kręcone włosy do ramion i wspaniałe kształtne piersi. Jej smukła sylwetka i piękny uśmiech robiły wrażenie na każdym mężczyźnie. – O już się obudziłeś. – jej głos był ciepły i życzliwy. – Powoli zaczynałam się martwić. – kobieta lekkim krokiem podeszła do łóżka i przyłożyła mu rękę do czoła. –Gorączka już Ci zeszła. To dobrze. A teraz wypij to. – Powiedziała, podając mu szklankę z mętną cieczą. – Co to jest? – zapytał niepewnym głosem. Dziewczyna uśmiechnęła się – nie martw się gdybym chciała cię otruć to już bym to zrobiła. To powinno złagodzić ból. – Faktycznie po tym dość szybko ból zaczynał ustępować. Kiedy już był w stanie się podnieść, zaprowadziła go do kuchni gdzie była już przygotowana kolacja. – Nazywam się Leticia. Mieszkam tu od urodzenia i jeszcze cię tu nie widziałam. Powiesz mi jak masz na imię? – Mnich spojrzał na nią niepewnie. Wciąż nie mógł się odnaleźć w tej sytuacji. – Niestety ale nie powinienem nikomu ujawniać moich personaliów. Mogło by to mieć poważne konsekwencje. – dziewczyna nachyliła się nad stołem uwydatniając swoje piersi. – Aaa... Więc jesteś tajnym agentem. – Zagadnęła rozochocona. Przez większość wieczoru próbowała się czegoś o nim dowiedzieć. A Nikodem starał się jak najmniej mówić. Po około dwóch godzinach powiedział jej wszystko co chciała. I bez większego zaparcia dał się odprowadzić do łóżka. Po drodze nie czół się najlepiej. Cały świat wirował mu przed oczami. Działo się z nim coś dziwnego ale nie umiał tego nazwać. Poza tym zdecydowanie zaczął za dużo mówić.
W sypialni postawiła go przed łóżkiem i delikatnie zaczęła ściągać z niego ubranie. Zrobiło mu się nieswojo kiedy zaczęła rozpinać jego pasek. Jednak z jakichś nieokreślonych powodów nie opierał się. Kiedy stał już całkiem nagi położyła go i zajęła się swoim ubraniem. Mnich nigdy wcześniej nie miał problemów z nadmiarem hormonów. Teraz jego reakcja była natychmiastowa. Krew błyskawicznie napłynęła w najwrażliwsze części ciała. Wiedział, że nie powinien tego robić. Ale działo się z nim coś dziwnego. Coś co pchało go w ramiona doznań cielesnych. Leticia potrafiła zadbać o mężczyznę nawet gdy ten był kompletnym nowicjuszem w tym temacie. Ta noc była naprawdę długa. I nigdy nie powinna się wydarzyć.
Kiedy obudził się rano miał nadzieje, to co działo się poprzedniego dnia i przez sporą część nocy było tylko snem. Niestety. Kiedy otworzył oczy był w domu tej kobiety. Nie czuł się najlepiej. A kiedy się podniósł poczuł mdłości które zmusiły go do powrotu do łóżka. Nie wiedział gdzie może być Letcia. Nagle usłyszał jakiś hałas w innym pomieszczeniu. Kobiecy pisk nakłonił go do walki z powracającymi mdłościami i próby wstania. Kiedy chwiejnym krokiem doszedł do drzwi pokoju od strony ogrodu wbiegło dwóch mężczyzn. Byli to jego współ bracia. Coś do niego mówili, jednak on przegrywając z mdłościami w uszach miał tylko szum. Chwile później stracił przytomność. Już w klasztornym szpitalu dowiedział się, że sytuacja zakonu jest nienajlepsza. Powinien nie opuszczać zakonu i uważać na Jeremiasza gdyż ma wyjątkowo paskudny humor.
Siedząc w swojej celi długo rozmyślał nad tym jak powiedzieć przełożonemu o zajściu z dziewczyną. Tym bardziej teraz kiedy sprawy w zakonie miały się nienajlepiej. Jego reakcja mogła by być bardzo burzliwa i nieprzyjemna. Wolał więc go w tej chwili dodatkowo nie denerwować a kiedy Jeremiasz ochłonie wyrzec mu całą prawdę. Teraz by nie zapomnieć o przewinieniu codziennie oddawał się biczowaniu. ::
kzmarch : :
paź 09 2005 ..::Letni podmuch::..
Komentarze: 9
Jego mieszkanie znajdowało się na parterze. Mariusz otworzył okno swojego pokoju i wdrapał się na parapet. Był środek lata, wszyscy gdzieś wyjeżdżali. Bawili się na imprezach. Cieszyli się wspaniałą pogodą i wolnością od szkoły. A on? On musiał całe wakacje spędzić w domu. Rodzice dali mu szlaban i nie odzywali się do niego prawie wcale. Wszystko dla tego, że miał trzy dopy na świadectwie. Jego starzy byli wysoko postawionymi ludźmi a oceny ich syna wysoce uwłaczały ich pozycji. Nienawidził ich za to. Miał już siedemnaście lat a oni traktowali go jak dziecko. Wywierali na niego presje i nie dawali możliwości beztroskiego dzieciństwa jak inni. Ostrożnie skoczył, przeturlał się i kucnął. Pośpiesznie sprawdził czy nie uszkodził nic w plecaku i wstał. Spojrzał na bezchmurne niebo i jeszcze bardziej znienawidził swoje mieszkanie które stało się dla niego klatką. Powoli ruszył przed siebie z nadzieją, że jego rodzice nie zauważą jego zniknięcia zbyt szybko. Gdyby ojciec go teraz złapał to pewnie przez tydzień nie był by w stanie podnieść się z łóżka. Przyśpieszył kroku obmyślając jak najlepszą drogę. Jego dziewczyna na miesiąc ma dom tylko dla siebie więc będzie miał gdzie przemyśleć co dalej. Po dwudziestu minutach drogi stał przed jej drzwiami. Mieszkała w przytulnym domku jednorodzinnym. Jej matka nie pracowała więc swój wolny czas poświęciła na doprowadzenie ogródka do perfekcji. Wszędzie kwitły róże i tulipany. Drobne krzaczki przystrzyżone były na kształt królików. Zawsze lubił tu siedzieć Gosią. Co jednak nie zdarzało się często przez jego rodziców. Nie mogli znieść tego, że zadawał się z ludźmi z niższej klasy społecznej. Nienawidził ich za to szczególnie. Rozejrzał się chwile po tym miejscu i zapukał. Mógł zadzwonić ale on jakoś zawsze wolał pukać. Nie musiał długo czekać na otwarcie drzwi. Kiedy otwarły się całkiem podniósł głowę i zobaczył ją oświetloną blaskiem z przedpokoju. Wyglądała ślicznie. Miała długie blond włosy wzbogacone czarnymi pasemkami. Była stosunkowo niska i niezbyt szczupła ale to sprawiało, że wygląda jeszcze lepiej. Patrzyła na niego tymi cudownymi piwnymi oczami. Nie miała na sobie makijażu bo i bez niego wyglądała dobrze. Miała na siebie narzuconą zwiewną czarną bluzkę i szerokie dresowe spodnie w sam raz do chodzenia po domu. Na jego widok uśmiechnęła się a on pocałował ją delikatnie w usta. Wszedł do środka i ciągnął swoje wodoloty. Poszli razem do pokoju gościnnego gdzie przygotowana była już kolacja.
- Cieszę się, że już jesteś kochanie. – Powiedziała swoim słodkim głosem.
- Kocham Cię Gosiu. – Odpowiedział jej i dodał – Naprawdę jestem Ci bardzo wdzięczny za to, że pozwoliłaś spędzić mi tu trochę czasu.
- Nie ma za co misiu. Przecież wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć. Uśmiechnął się i usiadł na kanapie obok niej. Gdy już zjedli Gosia zaproponowała żeby coś sobie razem zagrali. Zgodził się od razu bo bardzo lubił jak razem oddawali się muzyce. To właśnie dzięki grze mogli się poznać. Jej ojciec udzielał mu lekcji gry na gitarze basowej. Już mieli zacząć grać kiedy zadzwoniła jego komórka.
- Kto to był? – Zapytała kiedy Mariusz nie odebrał i wyłączył telefon ze skwaszoną miną.
- Mój ojciec. Już się zorientowali... – Po tych słowach Gosia nic nie mówiąc, po prostu go przytuliła. Po chwili zadzwonił jej domowy telefon. Oboje spojrzeli niepewnie na słuchawkę.
- Nie odbierzesz? – zapytał.
- A Jeśli to twój ojciec? – oboje trwali w milczeniu. Po dwóch minutach dzwonienie ustało. Odetchnęli z ulgą. Ale już po chwili rozległo się głośne walenie w drzwi. Wiedzieli kto to i nie ruszyli się z miejsca.
- Otwieraj! Wiem, że Mariusz tu jest! – Krzyczał jego ojciec. Po chwili rozległ się trzask. To drzwi zostały wyważone.
- Gdzie jest ten mały gnojek! – Krzyczał mężczyzna biegnąc od pokoju do pokoju. Aż wbiegł do właściwego.
- Proszę go zostawić! – Krzyknęła wstając dziewczyna. – Niech pan mu nic nie robi! – stanęła między wysokim i umięśnionym, dorosłym facetem a jej młodym skulonym ze strachu, chłopakiem.
- Zamknij się mała dziwko! – Mówiąc, a raczej wrzeszcząc to uderzył ją w twarz z takim impetem, że wpadła na ścianę rozbijając sobie głowę i zemdlała.
- Ty ścierwo! Popatrz tylko na siebie gnojku! Taki chojrak byłeś żeby uciekać z domu to teraz wstań przede mną jak mężczyzna. - chłopak spojrzał na ojca ze strachem w oczach i powoli niezgrabnie zaczął się podnosić. Właśnie wtedy ojciec szarpnął go za ramie i rzucił nim przez pół pokoju. Chłopak nie świadom do końca tego co się stało zobaczył tylko jak ogromna pięść zbliża się w kierunku jego twarzy.
– Może to cię nauczy szacunku dla rodziców gnido! – usłyszał i przewrócił się upadając na bok. Czuł, że ma złamany nos i krew leci mu mocno. Chciał zakryć dłońmi twarz ale właśnie wtedy poczuł ogromny rwący ból w brzuchu.
A potem nie czuł już nic...
kzmarch : :